Jerzy Edigey – Pensjonat na Strandvagen (wyd. „Śląsk”, Katowice 1969)

17 czerwca, 2007 at 12:09 pm (Recenzje)

Książkę pt. Pensjonat na Strandvagen miałem już w swoich zbiorach od dawna. Autor również nie był mi obcy – Jerzy Edigey to w końcu współtwórca słynnej serii Ewa wzywa 07. Choć pisarz uważany jest za jednego z przedstawicieli tzw. polskiej powieści milicyjnej, to omawiana przeze mnie pozycja z pewnością nie należy do tego nurtu.

Przejdźmy do szczegółów fabularnych. Akcja rozgrywa się tytułowym pensjonacie, gdzie na urlop przyjeżdża główny bohater, Bjorn Nilerud, obecnie pracujący jako lekarz policyjny. Bjorn to raczej odludek i samotnik, w pensjonacie pani Brands szukający ciszy i odpoczynku. Spokój wszystkich wczasowiczów burzy jednak morderstwo: zabita zostaje pensjonariuszka, Pani Jansson, jedna zresztą z bogatszych osób w Szwecji. Na miejsce zbrodni przyjeżdża förste kriminalassistent, Magnus Torg, młody policjant, jeszcze niedoświadczony. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że wszyscy potencjalni podejrzani mają alibi, brakuje mocnych dowodów, czegokolwiek, co mogłoby sprawę posunąć do przodu choćby o milimetr. Ciężko też wskazać powód, dla którego mogło zostać popełnione morderstwo. Skradzione klejnoty świetnie spełniłyby tę rolę, gdyby nie pozostawiona przy denatce książeczka czekowa. Jerzy Edigey porcjuje nowe tropy bardzo powoli. Dowiadujemy się między innymi, że zamordowana była Polką przybywającą w czasie okupacji w Aushwitz, a do Szwecji przybyła zaraz po wojnie. Tu znalazła męża i pomogła mu zdobyć fortunę.

O śmierci bogatej kobiety szybko dowiadują się media, pojawia się też nowy, pomocny dla sprawy Sven Breman, redaktor Kvallsposten, gazety z Malmo. Razem z Nilerudem stara się pomóc Torgowi w śledztwie. To zaś ciągle pozostaje zagadką bez odpowiedzi: ciągle wszyscy bohaterowie mają alibi. W umyśle czytelnika pojawiają się więc dwie możliwości: albo mordercą jest ktoś, kogo na kartach powieści jeszcze się nie pojawił, albo przedstawione alibi są nie do końca prawdziwe. Co na to sam autor? Jerzy Edigey ogranicza się do subtelnego wskazywania palcem: może to ten, może tamten? Dodatkowo mieszają w głowie domysły Nileruda, który to podczas jednej rozmowy z Torgiem potrafi wymyślić cztery rozwiązania sprawy, za każdym razem zmieniając tylko to, co przed chwilą obalił Torg lub redaktor Breman. Z biegiem akcji pojawiają się kolejne morderstwa, które, jak łatwo dociec, jeszcze bardziej wikłają całą zagadkę.

Zakończenie książki, jak na dobry kryminał przystało, jest zaskakujące i rozegrane bardzo pomysłowo. To zresztą atuty nie tylko finału- cała historia stworzona przez polskiego pisarza daje sporo czytelniczej satysfakcji. Mimo iż śladów ciągle tak mało…

Hubert

Bezpośredni odnośnik 12 Komentarzy